W książce Sarah Warwick pt. "Upstairs & downstairs" czytam, że menu obiadowe dla 20 osób z angielskiej klasy możnej czasów edwardiańskich kosztowało około 60 funtów, czyli dwukrotne miesięczne wynagrodzenie pokojówki, i składało się z ośmiu dań. Degustację zaczynano od ostryg i duszonego pstrąga, potem wnoszono zupy i mięsiwa (na przykład pieczony comber barani), kończono zaś tartą wiśniową oraz brzoskwiniami w galaretce Chartreuse. Uf... Kto dziś dałby radę? Ale wówczas lordowskiej rodzinie trzydaniowych obiadów jeść zwyczajnie nie wypadało.
Każde danie serwowano zaczynając od najważniejszego męskiego gościa. Ruch talerzy wokół stołu odbywał się z prawa na lewo, a zużyte naczynia zabierano z lewej strony każdej osoby. I wreszcie zbliżamy się do wyjaśnienia tytułu dzisiejszego wpisu. Uwaga: każdy lokaj podający do stołu musiał posiadać białe rękawiczki. Jeśli ich nie miał powinien owinąć kciuk serwetką, aby stawiając danie nie zostawić odcisku palca na żadnej części talerza.
A tak na marginesie, wiedzieliście, że w Holandii istnieje elitarna szkoła dla kamerdynerów The International Butler Academy? Trudno wręcz uwierzyć, że w tych czasach zawód kamerdynera może być dochodowy i, że w ogóle przyciąga osoby swoją atrakcyjnością. A jednak… Ale to już temat na zupełnie inną historię...
Miłego dnia!
Kasiu, Twoje ostatnie wpisy, to dla mnie cudowna forma relaksu i porcja wiedzy, po którą nie sięgnęłabym na co dzień w natłoku domowych obowiązków. Dodatkowo, nie miałam pojęcia, że istnieje ktoś taki jak stylistka jedzenia :) Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńSylwia, Twój komentarz działa lepiej niż poranna kawa. Dzięki takim słowom można działać ze zdwojoną siłą :)
UsuńMiłego dnia!
Kasia, uwielbiam czytać Twoje ostatnie wpisy. Ośmiodaniowy obiad mnie przeraża, bo sama ledwo mogę zmęczyć dwa dania u teściów ;) Gośka Biernacka
OdpowiedzUsuńTo prawda, Gosiu. Jemy coraz mniej ;)
UsuńUściski!
Bardzo ciekawy wpis w angielskim stylu - kolejny.
OdpowiedzUsuńCo do wielodaniowych biesiad. W kuchni dalekowschodniej - o czym się przekonałam gdy moja mama opowiadała obiedzie np. o kaczce po chińsku (w Pekinie). Posiłek składał się z 30 dań! Większość znajomych, którzy tego słuchali uznawała wtedy - wyobraźnia im tak podpowiadała - że stoi przed nimi 30 wielkich talerzy, na których - na każdym - znajduje się wielki schabowy z górą ziemniaków i surówką z kapusty kiszonej. Ot nasze wyobrażenia, że nie da się tego zjeść. Podczas gdy mama ze swoich podróży wspominała, że są to raczej degustacje rozmaitych potraw w niewielkich ilościach, układające się w spektakl zmieniających się smaków i aromatów. Często zresztą używa się mniejszych naczyń do serwowania.
Warto poznać zwyczaje i kulturę związaną z jedzeniem - obecnie do wielu tych niuansów nie przywiązuje się obecnie takiej wagi, jak kiedyś. Pozdrawiam serdecznie.
Daniela, uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam o wielkim schabowym z górą ziemniaków i surówką z kiszonej kapusty, ale rzeczywiście tak właśnie wielu osobom może się to kojarzyć. Dzisiaj ośmiodaniowe obiady mają już raczej miejsce tylko na szczeblu dyplomatycznym, dlatego w zapomnienie odchodzą takie naczynia jak kabaret, bombonierka, konfiturówka, czy tercyna. Trochę szkoda, prawda?
UsuńPozdrowienia z wietrznego dzisiaj Gdańska.
Ja nie napiszę tak ciekawej historii bo sama jej nie przeżyłam, niemniej jednak uważam, że warto je przypominać bo choć w okrojonej wersji to dobre maniery warto znać, stosować i przekazywać kolejnym pokoleniom. A ilość spożywanych dań zależy tylko o nas samych a bardziej chodzi mi o ich jakość. A teraz przypomniałam sobie, babcia zawsze mówiła aby wycierać sztućce, talerze i naczynia szklane w dobie zmywarek kto o tym teraz pamięta? ale ze szkłem to jednak mi zostało :) Pozdrawiam Majka
OdpowiedzUsuńMaja, ja też pamiętam rady o tym wycieraniu naczyń po myciu i o powtórnym przed podaniem sztućców i kieliszków na stół ;)
UsuńTrzymaj się ciepło!